niedziela, 12 października 2014

Równowaga proteinowo-humektantowo-emolientowa

Cześć.

Dzisiaj zapowiedziany wczoraj post. Na wstępie chciałabym ustalić, że jestem kompletnie początkująca i wielu rzeczy po prostu nie wiem, dlatego posiłkuję się internetem. Uważam również, że bez sensu jest powtarzać w kółko to samo, jeśli nie ma się nic nowego do dodania, bądź zmodyfikowania tematu/receptury w ten czy inny sposób. Dlatego po prostu podam Wam link, który pomógł mi w zrozumieniu tematu protein, humektantów i emolientów. Klikajcie tutaj, a ja Wam powiem w wielkim skrócie, o co chodzi. 

proteiny odżywiają włosy

humektanty nawilżają

emolienty zapobiegają utracie wody oraz chronią przed zniszczeniami włosów.


Głównie chodzi o to, że jeśli będziemy używać tylko jednego z tych trzech "kreatorów" naszej czupryny, to będzie ona niekompletna. Tak jak pisałam poprzednio - stan moich włosów był ok, ale ciągle mi czegoś brakowało do dopełnienia całości. Pewnie może być też i tak, że będzie Wam brakować tylko jednego, albo dwóch kreatorów, wtedy możecie nabawić się przepropteinowania, bądź przenawilżenia, albo będziecie mieć problem ze zmyciem oleju i włosy będą wyglądały jak przetłuszczone. Równie dobrze może tak się stać, gdy będziecie potrzebować tych składników, ale przedobrzycie z ich ilością. Więcej nie znaczy lepiej/szybciej. Nie można mieć idealnych włosów w miesiąc, dlatego ważne jest, aby zachować równowagę i testować jaka ilość Wam pasuje. Zacznijcie od małych i obserwujcie, jak reagują Wasze włosy. Dostosujcie dawkę i rodzaj kreatora do Waszych indywidualnych potrzeb. Możecie się wzorować na innych, ale całkowite "zerżnięcie" pielęgnacji od popularnej blogerki może nic nie dać, pomimo posiadania typu włosa (na oko) takiego jak ona. Testujcie, testujcie i jeszcze raz testujcie. Tyle mojego komentarza ;)


Teraz chciałabym pokazać Wam w jakim stanie obecnie są moje włosy.







Zdjęcia przedstawiają faktyczny stan włosów, celowo są one robione w różnych oświetleniach. Zmieniłam w nich tylko jedną rzecz  - skorygowałam cienie pod oczami, reszta jest nie tknięta.

Jest to zdjęcie sprzed paru dni. Dzień wcześniej olejowałam włosy olejkiem GP z czerwoną papryką, natomiast żeby uzyskać taki efekt jak na zdjęciu nałożyłam na włosy żel z siemienia lnianego ( jego konsystencja była półpłynna ) i trzymałam na włosach około godziny, potem spłukałam go tylko wodą. Włosy samodzielnie podeschnęły i zaczęłam je ugniatać. Efekt był super, ale było już późno, więc położyłam się spać z wilgotnymi włosami. Rano miałam niezłe siano na głowie :/ Reaktywowałam swoją fryzurę za pomocą mgiełki z siemienia lnianego - spryskałam nią włosy i ugniatałam od nowa. Tak osiągnęłam efekt ze zdjęcia. Dla kogoś z włosami takimi jak moje ( każdy sterczy w inną stronę ) jest on fenomenalny :) Dodam jeszcze, że nie czesałam włosów od czasu wieczornego spłukania siemienia ( wtedy tylko delikatnie przeczesałam je palcami ) żadnym grzebieniem czy szczotką i nie miałam najmniejszych problemów z późniejszym rozczesaniem włosów. Od tamtego czasu oficjalnie ubóstwiam siemię lniane. Mgiełka, którą z niego przyrządziłam służy mi codziennie do ujarzmienia niesfornych pasm, świetnie też sprawdza się do nawilżenia końcówek włosów, które są w tragicznym stanie - nagle zyskują one drugie życie ;)

Polecam wszystkim gorąco ! Do następnego ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz